„Musi istnieć jakiś język, który odbywa się bez słów.” – Paulo Coelho
Poznali się w Lizbonie, dokąd pojechali na zaproszenie wspólnego znajomego. Javier, który mieszkał już wcześniej w Krakowie, Rosji, Włoszech a aktualnie przebywał w Portugalii, zaprosił wówczas do siebie znajomych poznanych w różnych miejscach świata. Wśród nich byli Monika i Stefano.
Gdy ich sobie przedstawiono nie mówili w żadnym wspólnym języku.
“…tzn. ‘Ste’ mówił po włosku, a ja po hiszpańsku. Ale efekt był tego taki, że nasz przyjaciel Javier, który jest lingwistą i zna ponad 15 języków nie mógł nas słuchać. Z angielskiego zrezygnowaliśmy od początku świadomie, gdyż za bardzo kojarzył nam się z pracą” – wspomina Monika.
Najlepiej rozumieli się w tango, które zatańczyli wieczorem na jednym z tarasów widokowych Lizbony. I poza tą jedną chwilą nie mieli wtedy zbyt wielu okazji by się lepiej poznać. Po kilku dniach każde z nich wróciło do siebie: Monika do Krakowa a Stefano do Mediolanu.
Następna okazja do wspólnego spotkania pojawiła się, kiedy Javier postanowił zorganizować swoje urodziny w Wenecji. Wtedy też po raz kolejny zaprosił wszystkich swoich znajomych. Tym razem przyjaciele odpowiednio zadbali, by mieli więcej okazji by się lepiej poznać. I tak spacerując któregoś z wieczorów niespodziewanie natrafili na grupkę ludzi tańczących tango do ustawionego na brzegiem kanału magnetofonu. Zatańczyli więc je po raz drugi. I mimo, że następnego poranka Stefano musiał pędzić do pracy w Mediolanie, to oboje wiedzieli już, że tych okazji będzie coraz więcej. Po powrocie zaczęli regularnie korespondować a kilka miesięcy później Monika organizowała sylwestra w Krakowie. Imprezę, na którą sama o niemal się nie spóźniła wracając z Turcji. Odtąd zaczęli się już regularnie odwiedzać. Monika zaczęła się uczyć włoskiego a Stefano polskiego. Po kolejnych kilku miesiącach pojechali na wspólne wakacje do Argentyny. Ale tam już nie zatańczyli razem tango, gdyż jak mówią w Patagonii nie wypada.
Po roku od poznania się Stefano postanowił przyjechać do Polski na kurs języka polskiego. Otrzymał też wtedy stypendium rządu polskiego na studia dotyczące historii sztuki. Dzięki temu nie musiał martwić się o pozwolenie o pobyt i pracę. W tym czasie Monika rozwijała swoje biuro turystyczne, a Stefano łączył studia z jak to nazwał „różnymi projektami dla zabicia czasu”. Prowadził m.in. kursy gotowania, tłumaczył strony internetowe, uczył włoskiego. Z czasem zaczął również współpracować z Włoskim Instytutem Kultury, gdzie oprowadzał po wystawach, pisał artykuły i sprawozdania. Nie były to jednak zajęcia, które wypełniałyby cały jego czas ani też dawały poczucie stabilizacji, stąd też Monika zaczęła się martwić czy Stefano po zakończeniu stypendium nie będzie się nudzić. Zwłaszcza, że musiał wtedy zdecydować czy zostaje dłużej w Krakowie czy też może powinien wrócić do Italii. Zdecydował się jednak zostać. Wtedy niespodziewanie otrzymał telefon z jednej z zagranicznych firm działających w Krakowie.
„Czasem dziwiło mnie, że niektóre rzeczy przychodziły zbyt łatwo. Jak ze stypendium lub później znalezieniem pracy. W sumie najtrudniejsze okazało się zdobycie połączenia z Internetem. Ale poza tym Stefano miał już wszystko”
Od chwili, gdy się poznali minęło już 3 lata. Obecnie mieszkają razem w Krakowie i poza tango porozumiewają się również po polsku i włosku, od czasu do czasu uzupełniajac jeszcze angielskim, który znają oboje, ale którego z założenia nie używają w życiu codziennym, gdyż za bardzo kojarzy im się z pracą.